Moja sentymentalna podróż wydarzyła się przez przypadek. Usłyszałam tylko pytanie – „wezmę Cię jutro około południa na wycieczkę w przeszłość. Chcesz?”. Intrygujące, prawda? Jak mogłam się nie zgodzić?
Pochodzimy z różnych miejsc, nasza historia nie sięga tylko naszych rodziców a często zapominamy o tym skąd jesteśmy. Co więcej, mało nas to obchodzi, bo na co dzień biegamy. Nie mamy nawet chwili żeby zastanowić się nad tym co jest teraz, a co dopiero o przeszłości. Istnieją jednak historie i miejsca, o których słyszeliśmy od dzieciństwa, wyobrażamy je sobie na swój własny sposób. To tak jak czyta się książkę, każdy widzi inne obrazy w głowie. Sytuacje i ludzie w nich uczestniczący rysują się nam jak postaci z bajek, wszystko wydaje się abstrakcyjne. Jednak prawda jest taka, że gdyby nie te wydarzenia, to nas, Drodzy Czytający by nie było. To wszystko, to także nasza historia, dlatego czasami warto zobaczyć i dotknąć tych miejsc. Choć często są inne niż sobie wyobrażaliśmy.

Propozycja, o której piszę wyszła od mojego Taty, który cały czas utrzymywał w tajemnicy gdzie jedziemy. „Zrób sobie kanapki, bo trochę będziemy jechali” – dobrze, pomyślałam i posłusznie przygotowałam wikt, by wyruszyć w podróż donikąd. Obrazy za oknem mijały a ja myślałam, że udajemy się do jakiegoś muzeum, skansenu – skoro przeszłość, to tylko to przychodziło mi na myśl. Dopiero widoczna tablica na kierunek Stargard rozjaśniła mi nieco w głowie. Ulikowo! – krzyknęłam. Kiedy zobaczyłam na twarzy Taty uśmiech już wiedziałam dokąd się udajemy.

Ta miejscowość to dla mnie swego rodzaju mit. W tym sensie, że słyszałam tysiące historii na jej temat, ale zawsze powątpiewałam w jej istnienie. Tak niestworzone rzeczy nie mogły się przecież dziać naprawdę! Kiedy jednak dotarliśmy na miejsce okazało się, że to wcale nie wymyślone miejsce. To istnieje! W dodatku według wiarygodnego źródła (czyt. mojego Taty) nic się tam nie zmieniło.



Nie będę tutaj opisywać wydarzeń, o których słyszałam, ale to, co poczułam, kiedy wysiedliśmy i stanęliśmy oko w oko z domem moich pradziadków. To trudne do opisania, ale poczułam dziwną przynależność do tego miejsca, a przecież byłam tam pierwszy raz w życiu! W pewnym sensie nawet nie mam do tego prawa, ale tak było. To poczucie, że tu zaczęła się także moja historia. I spełnienie niewinnych marzeń o tym żeby zobaczyć to niesamowite miejsce, spowite przedziwnymi wydarzeniami młodzieńczych lat mojego Dziadka i Taty.

Może to nic takiego, ale dla mnie takie sentymentalne podróże wiele znaczą. Myślę, że dowiadujemy się sporo także o sobie. W końcu nasze rodziny kształtowały się w takich a nie innych warunkach. Ludzie, którzy ich otaczali a także miejsca, w których przebywali nie pozostały bez wpływu na Nich samych, ale też na nas – młodsze pokolenie. Byłam i jestem szczerze wzruszona tą „podróżą w przeszłość”, która teraz stała się także moją pełnoprawną historią. Dziękuję.